Text File

z

15 paź 2012



- No i jak tam ten nowy Fitzek, przeczytałaś?
- Przeczytałam.
- I?
- Jak to Fitzek. Fizkowaty. Czytasz, czytasz i czujesz jak on ci wyciąga mózg przez ucho, wkłada do pralki, włącza program z gotowaniem i wirowaniem, a potem upycha z powrotem w czaszce.
- Mówiłam! Ciągle ci mówię, że on jest niezły!
- A kto powiedział, że niezły? Przecież to jest zwykły thriller, rozrywka, komercja, dolne półki literatury.
- Oj tam zaraz dolne półki!... To wszyscy mają cały czas Sartre'a czytać, czy co? A dobrego, wciągającego i przemyślanego thrillera to już nie można przeczytać? To już człowiek ma chodzić z etykietką "burak i prymityw", jeśli się przyzna, że Fitzek mu się podobał?
- A co ty taki wrażliwy się zrobiłeś? Sam dobrze wiesz, że ten autor uprawia pewien specyficzny rodzaj literatury typowo rozrywkowej i na próżno doszukiwać się w niej jakiejś głębi czy refleksji, jakiejś intelektualnej przygody. To nie jest literatura wzbogacająca. To jest produkt doskonale dostowany do potrzeb rynku, dobrze opakowany. Zauważ, że on tu nawet Greyem pojechał, tym od pięćdziesięciu twarzy. Trochę horroru, trochę paranormalnej posypki, parę zaskakujących zwrotów akcji, e voilà.
- Nie samą intelektualną przygodą człowiek żyje. A w tym, co robi, Fitzek jest doskonałym rzemieślnikiem, nie przynudza, cały czas utrzymuje napięcie, a co najważniejsze, zaskakuje, wciąż zaskakuje, nawet jeśli ci się wydaje, że przejrzałeś wszystkie jego sztuczki i wiesz, jak cię będzie chciał załątwić tym razem. Chyba mi nie powiesz, że cię "Somnambulik" nie zaskoczył?
- Temat ciekawy, owszem, choć ostatnio mocno eksploatowany. Ten numer "czy wiesz, co robisz, kiedy śpisz" to dość zgrana płyta. Mieliśmy już nawet ciekawsze ujęcia podobnej problematyki, kiedy bohater nie jest pewien, czy to on popełnił zbrodnię, bo po prostu tego nie pamięta, posądza się o najgorsze, żyje z miażdżącym poczuciem winy - inni opisali to lepiej. Ale owszem, ten psychodeliczny, odrealniony klimat, kiedy Leon przestaje wiedzieć, co jest snem, a co jawą, nawet mi się podobał. Zwłaszcza, kiedy w grę zaczęło wchodzić trzecie stadium, coś pomiędzy snem a jawą, z którego tak trudno wyjść.
- Rewelacja, nie? Najlepsze jest to, że somnambulizm naprawdę jest jedną z najmniej zbadanych dziedzin, a to, co wymyślił sobie autor, wcale nie jest takie nieprawdopodobne. Nauka zna przypadki...
- Ty z tą swoją nauką... Autor dobrze odrobił lekcje po prostu, poszperał, poczytał co trzeba i już.
- Ale to nie jest tylko kwestia wyłącznie dobrego researchu. Jak on wodzi czytelnika za nos, jak go robi w bambuko, ciach i nic nie jest już takie, jak ci się wydawało. I kolejna odsłona i znowu ciach! Wyżymaczka, normalnie. To jest to, na co Amerykanie mówią "thrill", tego nie uświadczysz w rodzimej rozrywce, to jest talent!
- Jak poszukasz, to uświadczysz. A wracając do zaskakiwania, nie wydaje ci się, że to już gdzieś było? Dom, który cię wybrał, dom, który cię obserwuje... Ten numer mieliśmy świetnie wykorzystał już Ira Levin w "Sliverze".
- "Sliver", moja kochana, to przy "Somnambuliku" bułka z masłem. Tutaj to jest sublimacja tamtych klimatów. Wiesz, za co kocham Fitzka? Że przy całych tych nieprawdopodobnych zwrotach zawsze udaje mu się jakoś wybrnąć i podsunąć wyjście, które nie jest naciągane.
- Z tym naciąganiem to różnie bywa. Ja mam wrażenie, że czasami wybiera sobie baaardzo elastyczną tkaninę, którą naciąga do granic możliwości i szyje grubą nicią, żeby mu się nie rozlazło. A wiesz, że tym razem już myślałam, że go przyłapałam na błędzie logicznym? Ta scena w piwnicy, kiedy Leon znajduje Natalie i połyka kluczyk do kajdanek... Pomyśl, co z tym kluczykiem  dzieje się dalej! Ale wybrnął, skubany! Może niezbyt elegancko, ale jednak.
- Fakt, skubaniec jeden. Ciekawe, czy rzeczywiście będzie ekranizacja tej powieści.
- Byłabym za. Surowiec jest świetny, ale trudny w obróbce. Można zrobić z tego albo arcydzieło, albo arcygniota, to już zależy od reżysera i aktorów.
- To jak, polecisz "Somnambulika", czy zmiażdżysz i wyszydzisz?
- Czy ja kiedykolwiek wyszydziłam jakąś książkę? Polecę osobom lubiącym ten gatunek i akceptującym jego reguły. Kto szuka gęsiej skórki, to do Fitzka!
Było na co popatrzeć. Groty - małe i duże, szorstkie i gładkie, jasne i ciemne - pobudzały fantazję i przenosiły nas w czasy, gdy las ciągnał się nieprzerwanie, nocny mrok rozpraszały tylko światła plemiennych ognisk, a Zephyr istniało jedynie w majakach wioskowego szamana.


Więc dobrze, gdzie mi zniknęła ta czcionka? Taka fajna, krzywawa, pokręcona, nietuzinkowa, niebieska?... Chodźże tu franco ty niedobra!
Może tak być?

Posted on poniedziałek, października 15, 2012 by Unknown

9 comments

Tutaj można sobie pobajdurzyć...
 I pisać, pisać, skrobolić, paplać, ględzić, bełkotać, wymądrzać się, wypisywać głupoty, zgrywać ważniaka, udawać, że się ma coś do powiedzenia, podczas gdy nie ma się nic do powiedzenia, bo chce się tylko przetestować szablon blogowy. I co, może być?....

A tutaj coś podkreślić....

A tutaj uwypuklić...


I pogrubić....




Posted on poniedziałek, października 15, 2012 by Unknown

5 comments